Na tej wyprawie pierwszy raz spotkałem się ze Świętem Ofiarowania i z Fezem.
Zacznijmy od święta, zwanego tutaj Id al-Adha. Polega ono na rytualnym zabiciu barana. Robi się to w każdej rodzinie. Z tej okazji już od kilku dni obserwowaliśmy barany noszone jak torbę (styl "na reklamówkę"), ciągnięte na smyczy (styl "na spacerek z pieskiem"), trzymane za tylne nogi (styl "na taczkę"), noszone na plecach (styl "na szalikowca"), wożone w wózkach, na dachach samochodów czy wreszcie w lukach autobusów. Nie wiemy tylko, jak sytuacja wyglądała w pociągach i samolotach ;-)
Tak więc wczoraj i dzisiaj barany parkowały na dachach domostw, na których prowadziły ze sobą konwersacje. Z rana po medynie przejechały się na koniach grupy śpiewających pieśni (zapewne świąteczne) gości na koniach no i zaczął się ubój. Tu i tam pojawiła się kropla czy stróżka krwi, ale to nic w porównaniu z tym, co miało nastąpić później. Gdy barany zostały już ubite młodzież ochoczo zabrała się za palenie ich głów. W tym celu na większości uliczek powyciągano stare łóżka lub zbudowano konstrukcje z wiader i metalowej siatki i rozpalono pod spodem ogień z jakichś starych mebli. W ten sposób powstały "grille" na które wrzucano łby baranów.
Nad miastem zaczął unosić się gryzący dym a gawiedź w większości z uśmiechem obserwowała palenie łbów, choć podobno jakieś dziewczynki płakały - ja tego nie widziałem. Co ciekawe jeżeli kilka metrów dalej była kawiarenka (a w Fezie kawiarenka jest co kilka metrów), to stali bywalcy jak gdyby nigdy nic siedzieli sobie i popijali kawkę patrząc, jak zwęglone łby baranów toczą się niemal pod ich stopami.
Ale baran to nie tylko łeb, składa się z całej masy innych części. W związku z tym całe miasto zamienia się w rzeźnię. Tu i tam powstają kopy baranich skór, które łączą się w coraz większe górki a potem ładowane są na dostawcze tuk-tuki i wózki. Na jelita są z kolei beczki - nawet do jednej z nich wyrzuciłem przez przypadek torebkę foliową, sądząc, że jest to kosz na śmieci. Szybko wyciągnąłem ją z powrotem, zanim jeszcze z twarzy właściciela beczki zniknął wyraz dogłębnego szoku.
Jeżeli chodzi o jelita, to chyba kwintesencją było to, co działo się na olbrzymim, "wypasionym" deptaku w tzw. Ville Nouvelle, a więc eleganckiej, nowej części miasta. Deptak ciągnie się aż do pałacu królewskiego. Gdy sobie odpoczywaliśmy gdzieś w połowie panowie od beczek z jelitami w pewnym momencie podeszli do fontanny, fakt że nieczynnej ale jakaś woda tam stała, i zaczęli w niej myć ręce z krwi. Nie ma to jak zlewik z widokiem na rząd palm i pałac Jaśnie Panującego.
I ta scena chyba dobrze podsumowuje dystans, jaki dzieli nas i Arabów/Muzułmanów. Dwie rzeczy: po pierwsze można wybudować miasto w stylu europejskim, a i tak w Święto Ofiarowania wśród walających się śmieci ludzie zamienią ją w jeden wielki zakład rzeźniczy. A po drugie, jak różne to jest od naszych świąt, choćby powiedzmy Świąt Bożego Narodzenia czy Wielkiej Nocy.
I tu i tu zbiera się cała rodzina. Tylko że u nas wszystko jest miłe, przyjemne, kulturalne, jasno określone i symboliczne. A tu młodzi chłystkowie biegają z nożami po ulicach w koszulkach uwalanych baranią krwią. A baranek bynajmniej nie jest z cukru.
Z resztą dzisiaj w Fezie spadły ulewne deszcze, przez co zrobiło się jeszcze brzydziej (mięcho wymieszało się z błotem) a dym jeszcze bardziej gryzący.
Jeżeli planujecie w trakcie tego święta udawać się do krajów muzułmańskich, to lepiej dobrze się zastanówcie... Choć zaznaczam, że powyższe to mój subiektywny opis "świątecznej" rzeczywistości. Natomiast mięso z barana jest bardzo smaczne, przynajmniej to przyrządzone przez rodzinę, u której mieszkamy.
O Fezie na razie tylko tyle, że po kilkunastu godzinach przebywania tutaj mogę zaliczyć to miasto do zdecydowanie najbardziej przereklamowanych miejsc, w jakich kiedykolwiek byłem. Ale może to kwestia święta a co za tym idzie tego, że niemal wszystko jest zamknięte (na dodatek pada deszcz) a wielobarwny, rozedrgany tłum gdzieś zniknął... A może nie? Ja w każdym razie trzymałbym się od tego miasta z daleka!
P.S. To jest relacja z dzisiaj. Relacja z ostatniego tygodnia przynajmniej w dużej części zostanie opublikowana jutro rano.
P.S.2 Może za chwilę uda wrzucić się kilka zdjęć... Sprawdźcie pasek z pokazem slajdów po lewej.
Zacznijmy od święta, zwanego tutaj Id al-Adha. Polega ono na rytualnym zabiciu barana. Robi się to w każdej rodzinie. Z tej okazji już od kilku dni obserwowaliśmy barany noszone jak torbę (styl "na reklamówkę"), ciągnięte na smyczy (styl "na spacerek z pieskiem"), trzymane za tylne nogi (styl "na taczkę"), noszone na plecach (styl "na szalikowca"), wożone w wózkach, na dachach samochodów czy wreszcie w lukach autobusów. Nie wiemy tylko, jak sytuacja wyglądała w pociągach i samolotach ;-)
Tak więc wczoraj i dzisiaj barany parkowały na dachach domostw, na których prowadziły ze sobą konwersacje. Z rana po medynie przejechały się na koniach grupy śpiewających pieśni (zapewne świąteczne) gości na koniach no i zaczął się ubój. Tu i tam pojawiła się kropla czy stróżka krwi, ale to nic w porównaniu z tym, co miało nastąpić później. Gdy barany zostały już ubite młodzież ochoczo zabrała się za palenie ich głów. W tym celu na większości uliczek powyciągano stare łóżka lub zbudowano konstrukcje z wiader i metalowej siatki i rozpalono pod spodem ogień z jakichś starych mebli. W ten sposób powstały "grille" na które wrzucano łby baranów.
Nad miastem zaczął unosić się gryzący dym a gawiedź w większości z uśmiechem obserwowała palenie łbów, choć podobno jakieś dziewczynki płakały - ja tego nie widziałem. Co ciekawe jeżeli kilka metrów dalej była kawiarenka (a w Fezie kawiarenka jest co kilka metrów), to stali bywalcy jak gdyby nigdy nic siedzieli sobie i popijali kawkę patrząc, jak zwęglone łby baranów toczą się niemal pod ich stopami.
Ale baran to nie tylko łeb, składa się z całej masy innych części. W związku z tym całe miasto zamienia się w rzeźnię. Tu i tam powstają kopy baranich skór, które łączą się w coraz większe górki a potem ładowane są na dostawcze tuk-tuki i wózki. Na jelita są z kolei beczki - nawet do jednej z nich wyrzuciłem przez przypadek torebkę foliową, sądząc, że jest to kosz na śmieci. Szybko wyciągnąłem ją z powrotem, zanim jeszcze z twarzy właściciela beczki zniknął wyraz dogłębnego szoku.
Jeżeli chodzi o jelita, to chyba kwintesencją było to, co działo się na olbrzymim, "wypasionym" deptaku w tzw. Ville Nouvelle, a więc eleganckiej, nowej części miasta. Deptak ciągnie się aż do pałacu królewskiego. Gdy sobie odpoczywaliśmy gdzieś w połowie panowie od beczek z jelitami w pewnym momencie podeszli do fontanny, fakt że nieczynnej ale jakaś woda tam stała, i zaczęli w niej myć ręce z krwi. Nie ma to jak zlewik z widokiem na rząd palm i pałac Jaśnie Panującego.
I ta scena chyba dobrze podsumowuje dystans, jaki dzieli nas i Arabów/Muzułmanów. Dwie rzeczy: po pierwsze można wybudować miasto w stylu europejskim, a i tak w Święto Ofiarowania wśród walających się śmieci ludzie zamienią ją w jeden wielki zakład rzeźniczy. A po drugie, jak różne to jest od naszych świąt, choćby powiedzmy Świąt Bożego Narodzenia czy Wielkiej Nocy.
I tu i tu zbiera się cała rodzina. Tylko że u nas wszystko jest miłe, przyjemne, kulturalne, jasno określone i symboliczne. A tu młodzi chłystkowie biegają z nożami po ulicach w koszulkach uwalanych baranią krwią. A baranek bynajmniej nie jest z cukru.
Z resztą dzisiaj w Fezie spadły ulewne deszcze, przez co zrobiło się jeszcze brzydziej (mięcho wymieszało się z błotem) a dym jeszcze bardziej gryzący.
Jeżeli planujecie w trakcie tego święta udawać się do krajów muzułmańskich, to lepiej dobrze się zastanówcie... Choć zaznaczam, że powyższe to mój subiektywny opis "świątecznej" rzeczywistości. Natomiast mięso z barana jest bardzo smaczne, przynajmniej to przyrządzone przez rodzinę, u której mieszkamy.
O Fezie na razie tylko tyle, że po kilkunastu godzinach przebywania tutaj mogę zaliczyć to miasto do zdecydowanie najbardziej przereklamowanych miejsc, w jakich kiedykolwiek byłem. Ale może to kwestia święta a co za tym idzie tego, że niemal wszystko jest zamknięte (na dodatek pada deszcz) a wielobarwny, rozedrgany tłum gdzieś zniknął... A może nie? Ja w każdym razie trzymałbym się od tego miasta z daleka!
P.S. To jest relacja z dzisiaj. Relacja z ostatniego tygodnia przynajmniej w dużej części zostanie opublikowana jutro rano.
P.S.2 Może za chwilę uda wrzucić się kilka zdjęć... Sprawdźcie pasek z pokazem slajdów po lewej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz