km 147 (łącznie 768)
pozycja: N 30.03977 E 31.20634
Wczoraj było fajnie: najpierw wyśmienite śniadanie u Państwa Marioli i Grzegorza Serówków (przyszedł również ksiądz Jan Bednarz, żeby popilnować nam rowerów, za co wielkie dzięki!), potem jazda "Agriculture Road" na południe w stronę Kairu. Droga ta wiedzie na nasypie i przecina na wskroś zielone pola Delty. Na miedzach rosną palmy, pola są pocięte kanałami i wąskimi, gruntowymi drogami dla osiołków. Domy, z oszczędności miejsca, buduje się wysokie, mimo że to wieś. Żeby obraz nie był zbyt wyidelaizowany, to dodajmy, że przy drodze panuje bród, a na wsi bieda, choć to bród przy drodze jest chyba większy ;)
Gdy Magdzie poszła dętka, postój wypadł nam akurat obok boiska piłkarskiego. Trzeba Wam wiedzieć, że w Egipcie panuje piłkarska euforia, gdyż Egipt gra w odbywającym się właśnie Pucharze Narodów Afryki. Tak więc i mnie trochę ta euforia poniosła, i zagrałem z miejscowymi fellahami. Było bardzo miło, zaliczyłem nawet jedną asystę. A pomyśleć, że Nowak pisał w listach o mieszkańcach Delty: "ludzi mrowie, choć nie jestem pewien, czy ten motłoch wieśniaczy można do ludzi zaliczyć". Widać co nieco się zmieniło na lepsze.
Namioty rozbiliśmy w kafejce Araba-Giganta o nazwie AmrVillage. Była tam fajna trawka, a wieczorem mecz Egipt-Mozambik na telebimie.
Żeby uprościć sobie życie mówimy, że Magda jest moją żoną - od razu ustają wtedy wszelkie pytania i wątpliwości. Pozwala to nam również spać w dwóch namiotach (w jednym Magda i ja) - inaczej trzeba by było rozbijać trzy, tudzież zamawiać oddzielny pokój dla Magdy w hotelach. Ot, taka wyprawowa "kuchnia".
Dzisiaj wstaliśmy przed świtem z założeniem, że spróbujemy dotrzeć do Kairu (150km). Gdzieś w połowie trasy Piotra dopadł ból żołądka - zdaje się, że wczorajsza kofta u Amra mu nie posłużyła. Mimo to stwierdził, że spróbuje pojechać dalej. Przyjął przy tym strategię, że pojedzie szybko, bo skoro i tak pewnie zaraz wysiądzie, to przynajmniej będziemy trochę dalej. Kilometry mijają, a Piotr dalej napiera 25-28 km/h, i to przy lekkim przeciwnym wietrze! Parę razy zatrzymał się na to i owo, ale o zachodzie słońca dotarliśmy do rogatek Kairu! Potem już tylko podróż "Cornichem" (poszło znacznie lepiej niż w Aleksandrii, bo jednak było jeszcze troszkę jaśniej, a poza tym każdy przyczepił sobie kupione w Aleksandrii światełka)i docieramy do domu Teofila. 12h podróży, z czego trochę ponad 7h jazdy i 146 km za nami.
Nieźle, co?
P.S. We wtorek prawdopodobnie o 10 rano wieszamy nowakową tabliczkę w Kairze! Zapraszamy!
1 komentarz:
no ładnie, konkretny etap :)
Nie dają Ci się obijać, co? :p
Prześlij komentarz