piątek, 15 stycznia 2010

Aleksandria - kolejna tabliczka umieszczona!

Pozycja: 31.200806, 29.898009; Hotel Normandy (dzisiaj spędzimy w nim jeszcze jedną noc)
Dzisiaj o godzinie 10 czasu miejscowego (9 czasu polskiego) na ścianie budynku Konsulatu Honorowego RP została przytwierdzona tabliczka ku czci Kazimierza Nowaka. Uroczystości towarzyszyła niezbyt liczna, ale za to przesympatyczna Polonia Aleksandryjska. Po ceremonii udaliśmy się do biura Konsula Samy Aly el Rashidy, który podjął nas poczęstunkiem i kieliszkiem whisky. Jest to niezwykle sympatyczny, 90-letni Egipcjanin, jeżeli można użyć takiego sformułowania "chodzący kawałek historii" - w jego biurze znalazły się dyplomy uznania zarówno od Tity jak i Bartoszewskiego.
Wczoraj, po noclegu pod cytadelą upamiętniającą ofiary bitwy pod El Alamein, ruszyliśmy w dalszą drogę autostradą na zachód. Ruch jest bardzo mały, a pobocze nierzadko szerokości całego pasa, tak więc jedzie się bardzo komfortowo. Na wysokości miejscowości El Hammam postanowiliśmy zjechać jednak z tej wygodnej drogi, by spróbować odszukać śladów Kazimierza Nowaka. O jego pobycie w Hammam świadczą nie opublikowane, lecz posiadane przez nas kopie jego listów do żony oraz notatnik z pieczątkami, które zbierał w różnych miejscach po drodze.
Okazało się jednak, że nie ma lub nie można znaleźć nikogo na tyle starego, by pamiętał naszego podróżnika. Najstarsza osoba, jaką udało nam się znaleźć, miała ok. 60 lat. W Egipcie wciąż średnia wieku jest dosyć niska. Podobnie nie udało nam się znaleźć żadnego znaczącego budynku "z epoki" - to daje obraz dynamiki przemian w Egipcie. Za to Hammam urzekł nas niezwykle malowniczymi tuk-tukami - malutkimi pojazdami budowanymi na bazie motoru, przypominającymi riksze. Tylko nie wiedzieć czemu napisy na tuk-tukach były tak wystylizowane, że wydawało się, że ociekają krwią, dominował również motyw szabli. Kierowcami tuk-tuków są często nastolatkowie, choć w niektórych przypadkach można było mieć wątpliwości, czy przekroczyli oni rzeczywiście wiek 10 lat. W każdym razie gdzieś w tych okolicach zaczyna się tutaj pracować.
Zboczenie do El Hammam, a później do Burg el Arab, gdzie również był Nowak, pociągnęło za sobą dość dramatyczne konsekwencje. Gdzieś o zachodzie słońca dotarliśmy do "Desert Road" - autostrady(?) z Kairu do Aleksandrii. Panuje tam olbrzymi ruch - trzema pasami (choć w praktyce Egipcjanie robią z nich 4 a nawet 5 pasów) płynie rzeka samochodów: osobowych, pick-upów, ciężarowych, busów i autobusów. Teofil, jako rowerzysta na co dzień obeznany z realiami ruchu w Kairze, wziął na siebie najbardziej ryzykowne zadanie - jechał jako ostatni. Powiem krótko - strach było spojrzeć do tyłu, gdzie wśród spalin i pyłu reflektory samochodów (choć niektóre były wyłączone, ale tu to normalka) w zatrważającym tempie zbliżały się do pleców Teofila, wydają przy tym kakofonię klaksonowego wrzasku. Ale i tak to nie Teofil, lecz Piotr omal nie został potrącony, gdy z bocznego dojazdu wyskoczył pick-up, którego kierowca nie uznał za stosowne udzielić nam należnego nam pierwszeństwa.
Oczywiście policji akurat tym razem z nami nie było, choć pojawia się zawsze, gdy chcemy rozbić namioty, żeby nam powiedzieć, że powinniśmy je rozbić jednak koło ich posterunku, bo tak będzie bezpieczniej. Policja chciałaby nam również mówić, co, kiedy i za ile mamy jeść i gdzie i za ile mamy spać, ale to temat na inną historię.
Jak by nie patrzeć, cali i zdrowi dotarliśmy do Aleksandrii. Miasto to niezwykle przyjemne, malowniczo położone nad zatoką - "relaks" to najlepsze słowo, by krótko określić tutejszy styl bycia ludzi, architektury - w ogóle wszystkiego. Ci, którzy wybiorą się tutaj w celu poszukiwania doznań kulturalnych mogą być nieco rozczarowani, ale my, po 6 dniach pedałowania potrzebowaliśmy najbardziej właśnie tego - relaksu!
Mimo, że w czasie rewolucji egipskiej obcokrajowcy zostali stąd wyrzuceni przez prezydenta Nasera, to Aleksandria wciąż uchodzi za najbardziej liberalne miasto w Egipcie. Kobiety swobodnie poruszają się tutaj po ulicach i różnymi środkami komunikacji, niektóre nawet bez hust. Jakiż to kontrast w porównaniu do El Sallum czy Sidi Barrani, gdzie kobiet widzieliśmy... 0. Słownie z-e-r-o.
W przestrzeni miasta można natknąć się na elementy chrześcijańskie (głównie koptyjskie), a nawet żydowskie - są tu dwie synagogi, choć wyglądają na zamknięte. Przeważa architektura "belle epoque", dosyć mocno przetworzona potem przez styl arabski - daje to arabski odpowiednik Nicei.
Jedną z największych zalet Aleksandrii jest pyszne żarcie - od ulicznych fast foodów serwujących fuula czy falafela, przez restauracyjki z daniami mięsnymi i rybą, do kawiarni i cukierni - wszystko tu jest smaczne, choć może niekoniecznie zdrowe.
Jako że nic mi więcej nie przychodzi do głowy, na tym skończę relację z dwóch ostatnich dni wyprawy.
Z Corniche (wybrzeża) Aleksandrii o zachodzie słońca pozdrawiam,
P.R.

1 komentarz:

Pavzaj pisze...

Taaak, słyszałem, że w Egipcie kodeks drogowy, jest "honorowy". Innego nie ma w praktyce.