3670, 37.48125 35.06708
Ten post powinien pojawic sie wczoraj, ale niestety z braku zasiegu nie pojawil sie... Zatem nadrabiam zaleglosci i od razu dodaje opis.
Rano normalnie wstaje, normalnie wyjezdzam na droge i staram sie normalnie jechac... Niestety jade o 1/4 wolniej niz zwykle. Dlaczego? Otoz jade tak zwanym asfaltem.
Tak zwany asfalt rozni sie od prawdziwego asfaltu tym, ze przypomina go troche z wygladu i troche z nazwy. Otoz droga pokryta jest masa zwiru, byc moze gdzies tam pod spodem przyklejona do asfaltu...
Ten post powinien pojawic sie wczoraj, ale niestety z braku zasiegu nie pojawil sie... Zatem nadrabiam zaleglosci i od razu dodaje opis.
Rano normalnie wstaje, normalnie wyjezdzam na droge i staram sie normalnie jechac... Niestety jade o 1/4 wolniej niz zwykle. Dlaczego? Otoz jade tak zwanym asfaltem.
Tak zwany asfalt rozni sie od prawdziwego asfaltu tym, ze przypomina go troche z wygladu i troche z nazwy. Otoz droga pokryta jest masa zwiru, byc moze gdzies tam pod spodem przyklejona do asfaltu...
Nie bez kozery przy drodze stoja ograniczenia do 50, gdyz kamienie wyrzucane spod kol pojazdow moglyby spokojnie komus wybic oko, a moze i cos wiecej. Zreszta wszyscy tego ograniczenia przestrzegali bardzo przykladnie, i ja bym jadac samochodem go przestrzegal rowniez, gdyz szybsza jazda nie tylko zle sie by mogla skonczyc dla przechodniow, co i dla samego podwozia wehikulu!
Na szczescie ta masakra konczy sie po trzydziestu kilometrach. Udaje mi sie uniknac powazniejszych obrazen dzieki refleksowi, okularom i strategii odwracania glowy od przejezdzajacych samochodow.
Konczy sie w miejscu nie byle jakim, bo na przeleczy Bulduruş o wysokosci 1720 m n.p.m., ktora jest prawdopodobnie najwyzszym punktem calej wyprawy do Kairu! Z przeleczy rozciaga sie na pokryte duza iloscia sniegu gory Taurus wraz z ich najwyzszym szczytem Demirkazık (Aladağlar) o wysokosci 3,756 m. Z przeleczy snieg jest niemal na wyciagniece reki... No, gdyby mozna reka siegnac 200 m w gore ;) Zjezdzajac z przeleczy wyrownuje rekord predkosci, czyli 76 km/h!
Docieram do gorskiej, chcialoby sie powiedziec alpejskiej miejscowosci Çamardi. To chyba dobre miejsce, zeby zobaczyc jak wyglada prawdziwy kebap, dlatego go zamawiam. To co dostalem, bylo bardzo duze, bardzo dobre, byly do tego 3 salatki i takie pokrojone ciasto, byl ayran, czyli taki nasz jogurt (rzadki), ale w ogole to nie wygladalo jak kebap, ktory mozna kupic w Warszawie! Zreszta zobaczycie, jak wstawie fotki, a wstawie musowo przed Syria, bo ponoc tam sa problemy z wchodzeniem na "zachodnie" strony taka jak ta ;)
W Çamradi spotykam wloskich alpinistow, ktorzy bardzo sobie chwala ten region i sa tu juz nie pierwszy raz. Jakby ktos byl zaineresowany, pokoj z prysznicem, tureckiem sniadaniem (chleb, pomidory, miod, oliwki, çay) oraz kebapem na obiad kosztuje... 30 zl za dobe.
Z na prawde pelnym brzuchem ruszam dalej na poludnie, jednak jazda nie sprawia problemow, bo niemal caly czas droga prowadzi dolina na dol. Po lewej stronie ciagle widze osniezone szczyty najwyzszego pasma Taurusa, po prawej tez gorki niczego sobie, dolina za to jest soczyscie zielona, na polach pracowicie uwijaja sie ludzie - glownie kobiety, ktore uprawiaja ziemie recznie! Ubrane sa obowiazkowo w chusty i "pontolony", czyli takie spodnie z krokiem na wysokosci kolan - to nie zadna skejtowska moda, tylko tradycyjne ubranie w Turcji! Spodnie te noszone sa takze czasami przez mezczyzn.
İ wszystko jest fajnie, az dojezdzam do Kamişlı, skad mam lokalnymi drogami, ktorych nie ma na mojej mapie, przebic sie do odleglego o kilkadziesiat km na wschod Aladag... Znowu pojawia sie tak zwany asfalt, tylko tym razem nie jest zlozony z irytujacego zwiru, lecz po prostu go nie ma. To znaczy sa jakies nedzne reminescencje. Ale co tam, jade! Jade... uhhhh, jade.... Ale podjazd! A najgorsze, ze dzieciaki, ktore bawia sie przy drodze, zaczynaja biegac dookola mnie krzyczac "helo!". Ja tu siodme poty wylewam, a one se biegaja... Latwo im, nie maja rzadnego bagazu!
Gdy wreszcie droga sie wyplaszcza, jestem na sporej wysokosci, nie jestem pewien, czy nie wyzej nawet niz rano. Widok jest niesamowity, widac doline pocieta siatka pol, obsadzonych takimi smuklymi drzewami miedz, drog i miast. Nawet tutaj, na tak znacznej wysokosci, niektore platy ziemii sa uprawiane, zapewne recznie, bo na tych pochylosciach trudno byloby pracowac ciezkim sprzetem.
Rozpoczyna sie tak zwany zjadz po tak zwanym asfalcie, to znaczy zamiast asfaltu sa kamienie, a ja zamiast grzac siedemdziesiatka, zaciskam hamulce, by na ktoryms z kamieni nie uszkodzic kola. I tak w koncu detka poszla, ale z moja wprawa taki problem to zaden problem! Obrecze, gdy ich dotykam, sa gorace.
Zachodzi slonce, wychodzi ksiezyc, postanawiam kontynuowac jazde ze wzgledu na wspanialy klimat, jaki stwarzaja oswietlane srebrzystym swiatlem gory. Droga schodzi na dol do rzeki - czasami jest ona na wyciagniecie reki, w promieniach ksiezyca przypomina rzeke rteci. Czasami droga unosi sie do gory, wtedy rzeka zamienia sie w waska, srebrna strozke, ktora moge ogladac niemal pionowo z gory. To jest tak, jakbym nie rzeke, lecz mape rzeki ogladal...
Rozbijam sie w srodku gor, tam, gdzie nawet komorki zasiegu nie maja...
Ale sie rozpisalem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz