czwartek, 8 maja 2008

ukr - zat. suchoj liman

1160, 46.33282 30.66188 Odessa to piekne miasto, dlatego niechetnie ja opuszczam. Odpoczalem sobie, jutro napieram!

-------------------------

Thursday May 8, 2008

1160, 46.33282 30.66188 Odessa is a beautiful city, that why it's hard to leave. I rested a bit, tomorrow on the road again!

Rano ochroniarze zakladu, u ktorych sie zatrzymalem, nie chca mnie wypuscic bez wypicia strzemiennego...



Jade sobie przez miasto na przypal, jak mi sie podoba. chlone atmosfere miasta... Drogi, ktore tworza tu szachownice, otoczone sa pieknymi platanami, na scianach niewysokich kamienic wisza czasami nieproporcjonalne wielkie balkony.
Docieram do portu - pierwszy raz w zyciu widzie Morze Czanrne, jakze piekna to chwila dla geografa... Zajezdzam pod polski konsulat, gdzie pan przez wideofon mowi mi, ze nie maja polskiej flagi - trudno, pojade bez niej. Moze to i lepiej... Teraz miasto zmienia charakter, dookola otaczaja mnie sanatoria tak na oko z XVIII i XIX wieku. Juz wtedy to miasto musialo byc piekne i bogate... Dalej napotykam nowoczesne budynki - niebotyczne wieze, ktore maja po kilkadziesiat pieter, oczywiscie z widokiem na morze - to mieszkaja zapewne nuworysze (przy drodze stoja samochody, jakie mozna znalezc w najbogatszych czesciach Lazurowego Wybrzeza). Nad morzem spotykam kilku mlodych Ukraincow i Ukrainek, ktorzy czestuja mnie koniakiem zagryzanym czekolada. Twierdza tez, ze moj rower pewnie nie dojedzie nawet do Istambulu - wyliczaja mi jego wady. Ale coz, to wyczynowcy zjezdzajacy pancernymi rowerami z gor, nie rozumieja, za ja sobie jade spokojnie, powoli po asfalcie.



Wreszcie zaczynam opuszczac miasto, robi sie ciemno... Gubie sie na blokowiskach, ktore sa niezwykle zywe. W ogole jest mimo poznej pory cieplutko, widze srodziemnomorska roslinnosc, czuje srodziemnomorskie zapachy.
Wreszcie trafiam na odpowiednia droge. Po drodze do zwawszej jazdy dopinguja mnie dzikie psy, przed ktorymi sprawnie uciekam. Zdaje sie, ze znowu sie zgubilem - powoli zaczynalo ubywac swiatel, myslalem, ze wyjezdzam z miasta, a tu nagle trafiam nad zatoke, ktora w zasadzie cala jest wielkim portem. Olbrzymie maszyny ladujace towar na statki wygladaja surrealistycznie w oswietleniu latarni, wydaja do tego z siebie jakies jeki, zgrzyty. Co robic? Przed psami nie mam juz sily uciekac, zatem rozbijam namiot na betonowej plycie, bedacej czescia falochronu. To jeden z hardkorowszych noclegow, jakie mialem ;)

Brak komentarzy: