poniedziałek, 5 maja 2008

mld-kiszyniow



900 km, pozycja taka jak wczoraj


A wiec stalo sie: dzisiaj wjechalem do Kiszyniowa po raz drugi, ale tym razem sam. Adam, Kuba i Michal wrocaja juz droga na polnoc przez Bielce do Czerniowcow (Ukraina), gdzie wsiada w pociag i pojada do Polski. Chlopaki - bede za Wami tesknil! Tym samym rozpoczyna sie samotny etap podrozy.


Zacznijmy od tego, skad sie wzielo te dodatkowe 70 km na liczniku. Wczoraj wieczorem wyjechalem z chlopakami na polnoc do miejcowosci Straceni, gdzie rozbilismy oboz. Dzisiaj rano, w "produktach" (jak to sie u nas przyjelo na wyprawie nazywac sklep po ukainsku) rozstalismy sie i kazdy pojechal w swoja strone...


Ja odwiedzilem dzisiaj winnice w Cricovej, tylko piwnice byly zamkniete... Zobaczymy, jak mi sie zachce, to jutro tam pojade, a jak nie, to od razu przez Tyraspol do Odessy.


Jutro powinienem zatem odwiedzic Naddniestrzanski Region Administracyjny - twor nie uznawany chyba przez zaden kraj na swiecie (moze przez Rosje?). Coz, trzeba sprawdzic, ile w legendach o tym regionie jest prawdy!


Teraz podopisuje jeszcze do krotkich postow troche wiecej informacji, wiec warto je przejrzec jeszcze raz.


Jezeli wydaje Wam sie, ze Moldawia jest plaska, bo na wiekszosci map zaznaczona jest na piekny zielony kolor podobnie jak u nas Mazowsze, to od razu ostrzegam - nie jest! Tu sie jedzie gora-dol-gora-dol i tak caly czas, tylko ze te gory i dolki zadko kiedy wystaja ponad granice uznana przez kartografow za nizine (300 m n.p.m.). Tu sie jezdzi na rowerze mniej wiecej tak, jak chodzi na piechote po Beskidzie Niskim...


Przynajmniej krajowki sa szerokie wiec latwo znalezc miejsce, zeby omijac dziury :)


Te 900 km nie zrobilo na rowerze wiekszego wrazenia, mimo, ze deszcz (przelotny na szczescie) padal nam 5 dni pod rzad, drogi sa NA PRAWDE dziurawe, a bloto z nich skutecznie oblepia wszystkie wazne czesci roweru jak lancuch, tryby, hamulce, obrecze... Mimo to na razie jest ok, moj rower byl najbardziej bezawaryjny (tylko jedno latanie detki po najechaniu na gwozdz w Drohobyczy) :)

No, moze troche lancuch skrzypi... Miejmy nadzieje, ze to tylko lancuch.


Wielkie dzieki, ze jestescie ze mna!


Pozdawiam z bardzo przyjemnego i cywilizowanego Kiszyniowa - miasta, ktorego nie powstydzilyby sie np. Czechy, a w ktorym wszystko jest 2-3 razy tansze niz w Polsce. Trzeba przyznac, ze jak na standardy moldawskie, to to miasto jest jak z ksiezyca ;)


P.S. Pogoda wreszcie sie poprawila :)

3 komentarze:

deepbreath pisze...

No wreszcie można coś poczytać i pooglądać;)
Bardzo mi sie podobały zdjęcia "latającego psa";)
Te czarno-białe z przeszłości za to bardzo klimatyczne..Jak się dogadujesz w Mołdawii - po rosyjsku? Można też dogadać się po angielsku? Pisz jak najwięcej kiedy tylko dorwiesz się do internetu-bardzo ciekawie sie zapowiada Twoja wyprawa:)

Basia pisze...

Witaj kuzynie!!! Fantastyczny opis i zdjecia! Widze, że bardzo polubiliscie moldawskie wino...Nie zapomnij wypic za mnie:) W piatek zdaje geografie, wiec tym bardziej;p. Mam nadzieje, ze wraz z poprawa pogody, przyjdzie poprawa nawierzchi drog:) Caly czas trzymam kciuki za Ciebie! Do Kairu coraz blizej! Moc pozdrowien znad naszego morza!

Rowerek PrOmYka pisze...

Pozdrawiam i zycze powodzenia! Ja jestem w jakze geograficznym miejscu - w Odessie!