No wreszcie jest - myślę sobie - Rijeka!
Droga do niej niby to wiodła nad morzem, ale nie raz i nie dwa wspinała się wysoko na Góry Dynarskie, by zaraz spaść prosto do jakieś uroczego porciku nad morzem.
Piękne podjazdy i wspaniałe, szybkie zjazdy. Rower daje radę, bez mrugnięcia wyciskam z niego sześć dyszek.
A więc nie wreszcie. Już. Niestety. Koniec nadmorskiej trasy. No ale przed Rijeką, gdzieś od Vinskiego Donovalu (czy jakoś tak ;-) na pustej do tej pory drodze pojawiły się ciężarówki i autobusy z turystami.
No więc i wreszcie i już niestety. Miasto niezbyt ciekawe, choć olbrzymie pirsy i rafineria robią na mnie spore wrażenie. I historia - bardzo podobna do wileńskiej - po I WŚ jakiś włoski awanturnik zagarnął to wolne miasto i potem dziwnym trafem Rijeka była już we Włoszech.
Najciekawszy w Rijece był... żuk! Tak jest, stary, polski, poczciwy dostawczak. I przemiła ekipa 7 osób z Grójca, która nim podróżowała. To z resztą nie koniec ich przygód - jeszcze w tym roku wybierają się na Nordkapp. W bagażniku wiozą zapasowy silnik, więc myślę że im się uda.
Założyliśmy się o czekoladę, któ w pół roku zrobi więcej kilometrów. No to zobaczymy ;-)
Za Rijeką wspaniały, 3- czy może nawet 4-godzinny podjazd. Mekka rowerzystów - jest tu ich więcej niż samochodów. Na asfalcie ktoś nabazgrał sprayem "Fiume! Forza!". Tak, jest moc!
A po pokonaniu niemalże całej Istrii... ciepły prysznic. Warmshowers.org to witryna, dzięki której rowerzyści oferują rowerzystom pomoc: przede wszystkim noclegi i ciepły prysznic - rzeczy u sakwiarzy najbardziej pożądane. No i zapomniałbym o najważniejszym: towarzystwo!
Igor wraz z żoną i trójką dzieci mieszka niedaleko Kopru. I choć nie jest sakwiarzem, to lubi rowerzystów. "Wreszcie ktoś, kto wygląda jak prawdziwy podróżnik" uciekszył się na mój widok. Wcześniej gościł francuską parę na tandemie (też jadą do Indii) i nietypowego rowerzystę z Francji. Zwykły rower, zwykłe ubrania, niemal bez bagażu. Około pięćdziesiątki. Gdy zobaczył u Igora hamak, to też sobie taki kupił i potem w nim spał na chorwackich wyspach. Poza tym spał u innych "hostów" z warmshowers. Można? Można!
Tak więc przegadaliśmy z Igorem cały wieczór, a później piliśmy moszcz winny i graliśmy z jego synem na gitarze, guitelele i pianinie, podjadając dojrzałe figi, które leżą obecnie w tych okolicach niemal wszędzie. Ja zbieram je czasem z asfaltu, podobnie jak orzechy włoskie.
No i tak dotarłem do Kopru, czy też po włosku Capodastria, gdzie cały dzień zamulam na ryneczku w kafejce. No ale wrzuciłem zdjęcia, więc macie je przejrzeć! I film! I w ogóle masę rzeczy poprawiłem na blogu, aż strach pomyśleć co zrobię, jak siądę na kawę jutro w Trieście.
No to było już o miłym spotkaniu i o ciepłym prysznicu. I właśnie mi się skończyła bateria...
Droga do niej niby to wiodła nad morzem, ale nie raz i nie dwa wspinała się wysoko na Góry Dynarskie, by zaraz spaść prosto do jakieś uroczego porciku nad morzem.
Piękne podjazdy i wspaniałe, szybkie zjazdy. Rower daje radę, bez mrugnięcia wyciskam z niego sześć dyszek.
A więc nie wreszcie. Już. Niestety. Koniec nadmorskiej trasy. No ale przed Rijeką, gdzieś od Vinskiego Donovalu (czy jakoś tak ;-) na pustej do tej pory drodze pojawiły się ciężarówki i autobusy z turystami.
No więc i wreszcie i już niestety. Miasto niezbyt ciekawe, choć olbrzymie pirsy i rafineria robią na mnie spore wrażenie. I historia - bardzo podobna do wileńskiej - po I WŚ jakiś włoski awanturnik zagarnął to wolne miasto i potem dziwnym trafem Rijeka była już we Włoszech.
Najciekawszy w Rijece był... żuk! Tak jest, stary, polski, poczciwy dostawczak. I przemiła ekipa 7 osób z Grójca, która nim podróżowała. To z resztą nie koniec ich przygód - jeszcze w tym roku wybierają się na Nordkapp. W bagażniku wiozą zapasowy silnik, więc myślę że im się uda.
Założyliśmy się o czekoladę, któ w pół roku zrobi więcej kilometrów. No to zobaczymy ;-)
Za Rijeką wspaniały, 3- czy może nawet 4-godzinny podjazd. Mekka rowerzystów - jest tu ich więcej niż samochodów. Na asfalcie ktoś nabazgrał sprayem "Fiume! Forza!". Tak, jest moc!
A po pokonaniu niemalże całej Istrii... ciepły prysznic. Warmshowers.org to witryna, dzięki której rowerzyści oferują rowerzystom pomoc: przede wszystkim noclegi i ciepły prysznic - rzeczy u sakwiarzy najbardziej pożądane. No i zapomniałbym o najważniejszym: towarzystwo!
Igor wraz z żoną i trójką dzieci mieszka niedaleko Kopru. I choć nie jest sakwiarzem, to lubi rowerzystów. "Wreszcie ktoś, kto wygląda jak prawdziwy podróżnik" uciekszył się na mój widok. Wcześniej gościł francuską parę na tandemie (też jadą do Indii) i nietypowego rowerzystę z Francji. Zwykły rower, zwykłe ubrania, niemal bez bagażu. Około pięćdziesiątki. Gdy zobaczył u Igora hamak, to też sobie taki kupił i potem w nim spał na chorwackich wyspach. Poza tym spał u innych "hostów" z warmshowers. Można? Można!
Tak więc przegadaliśmy z Igorem cały wieczór, a później piliśmy moszcz winny i graliśmy z jego synem na gitarze, guitelele i pianinie, podjadając dojrzałe figi, które leżą obecnie w tych okolicach niemal wszędzie. Ja zbieram je czasem z asfaltu, podobnie jak orzechy włoskie.
No i tak dotarłem do Kopru, czy też po włosku Capodastria, gdzie cały dzień zamulam na ryneczku w kafejce. No ale wrzuciłem zdjęcia, więc macie je przejrzeć! I film! I w ogóle masę rzeczy poprawiłem na blogu, aż strach pomyśleć co zrobię, jak siądę na kawę jutro w Trieście.
No to było już o miłym spotkaniu i o ciepłym prysznicu. I właśnie mi się skończyła bateria...
1 komentarz:
"Za Rijeką wspaniały, 3- czy może nawet 4-godzinny podjazd" - rany, jak ja Cię podziwiam:)
Prześlij komentarz