2605, 38.71739 29.19406 Dzisiaj zjazd zycia: 76km/h i lamalem ograniczenia do 70:-) Upal obchodze jadac 8-12 17-21.Turcy-super!
Zwijam imponujaco wczesnie wszystkie manatki i o 8 jestem juz w drodze. Jade przez miejsca chyba nawet przez Boga zapomniane, totalne zadupia. Ziemia jest tu zwykle uprawiana recznie, poletka sa male i jakby wyrwane sila gorzystemu terenowi.
W Turcji zwykle droga wiedzie srodkiem doliny lub srodkiem grzbietu, natomiast wioski sa rozsiane od niej w nieduzej odleglosci - pozwala to uniknac typowej w naszym kraju niedogodnosci, ze mieszkancy malej miejscowosci musza znosic niepotrzebnie duzy ruch... Droga jednak czasami wkracza do malych miasteczek, niemalze wyjetych ze scenografii filmow opisanych na przyklad tak: "Zycie toczy sie tu powoli, zgodnie z tradycja, od wielu lat nic sie nie zmienilo. Szczegolnie w srodku dnia wszystko co zyje chowa sie do cienia, i miasto sprawia wrazenie jakby wymarlego..."
Wiec jade sobie droga i nagle moja uwage przyciagaja kolumny i inne starozytne elementy budowli porozrzucane wzdluz drogi. Turcja lubi zaskakiwac! No ale ze az tak... Jade dalej, zauwazam spore ruiny, ktore zwiedzam zupelnie sam: laznie, stadion, teatr - wszystko z okolicy 2-3 w n.e. Wprawdzie wygladaja one na rzymskie budowle, ale nie wszystkie byly dzielem Rzymian - przed nimi znajdowala sie tu stolica jednego z niezaleznych panstw, Frygii. Poziom frygijskiej architektury nie ustepowal rzymskiej i przy jedynym budynku gdzie spotkalem wiecej turystow, swiatyni Zeusa, mozna to bylo zauwazyc, gdyz swiatynia ta zostala dobudowana nad swiatynia frygijska. Wczesniej jednak, gdy zwiedzam stadion, pojawiaja sie wreszcie pierwsi turysci. Jak sie okazuje jest to dwoch bardzo sympatycznych studentow z Iranu, ktorzy zwiedzaja Turcje samochodem. Daja mi oni wiele cennych wskazowek co do dalszej drogi oraz zapraszaja do Iranu (mam nadzieje, ze skorzystam pewnego dnia z tego zaproszenia!).
W loklanej restauracyjce jem bardzo przeze mnie lubiane pide oraz rozmawiam z miejscowym, ktory teraz wprawdzie pracuje jako kierowca autobusu szkolnego, ale tylko przez pol roku, a drugie pol roku pracuje na lotnisku w Bagdadzie. Tlumaczy, ze nie zna zbyt dobrze angielskiego, bo z amerykanskimi zolnierzami porozumiewa sie jakims specjalnym slangiem.
Po przeczekaniu upalu i obejrzeniu jeszcze kolejnych zabytkow ruszam dalej w droge. Po drodze jestem zaproszony przez Turkow siedzacych nieopodal zrodelka na grilla. Inny Turek, do ktorego nalezy srebrny mercedes na niemieckich numerach tlumaczy rozmowe. W jej trakcie wyplywa informacja, ze zaledwie godzine temu przejzedzalo tedy trzech turystow-rowerzystow. Zaciekawiony ta informacja dziekuje za posilek, ktorego jeszcze nie zdazono przygotowac i ku wielkiemu smutkowi Turkow zegnam sie z nimi, by spotkac wspomniana wyprawe rowerowa.
Okazuje sie, ze jest z gory, droga jest dobra, mozna za tem spokojnie sie rozpedzic. Ze zdziwieniem obserwuje narastajaca predkosc roweru, ktora wykracza poza ustawione przy drodze znaki ograniczen do 70, by wreszcie osiagnac max 76 km/h! Ku zdumieniu kierowcow ciezarowek, z latwoscia ich wyprzedzam, chodziaz raz jestem gora nad tymi kolosami ktorych nie lubie ze wzgledu na straszliwie glosne klaksony!
Poniewaz jedzie sie dobrze, kontynuuje do poznego wieczora, by po ciemku rozbic sie wsrod pol...
1 komentarz:
kubica szos :)
Prześlij komentarz