wtorek, 27 maja 2008

tr-sad oliwny

2427+30 na pace,40.02966 29.59481 Sami sie zatrzymali i mnie podwiezli:P Iznik (rzym. Nicaea) ma fantastyczny klimat!

Okazuje sie, ze woda w jeziorze Iznik jest krystalicznie czysta i calkiem ciepla (chyba ok. 20 st.), wskakuje wiec do niej i kapie sie. Niedlugo pojawiaja sie rybacy, ktorzy rozwineli technike sciagania sieci do brzegu. Ich lupem padaja male rybki - wlasnie takie, jakie swego czasu upieczone w glebokim oleju dostalem od pewnej tureckiej rodziny prowadzacej marine w Stambule.

Okrazam jezioro jadac wsrod licznych sadow oliwnych i trafiam do Izniku. Ku mojemu zdziwieniu (eh, te przewodniki Pascala...) i zachwytowi wita mnie wspaniala brama ze starozytnych czasow... Wkrotce okazuje sie, ze Iznik to starozytna Nicaea, miasto pierwszego w historii chrzescijanstwa soboru (IV w n.e.)! To tutaj zatem przechadzali sie jedni z pierwszych medrcow

chrzescijanstwa, ustalajac 20 kanonow wiary - zaledwie 300 lat po smierci Jezusa musieli z przekazow ustnych wiedziec o Nim wiecej, niz my! Jakze piekne miejsce wybrali chrzescijanie na sobor, a rzymianie na lokalizacje dla miasta - z Iznika roztacza sie widok na cale je
zioro i otaczajace je gory. W takim miejcu mozna myslec na prawde pozytywnie!

W miescie zachowalo sie kilka zabytkow, w tym teatr. Choc wiekszosc zabudowy jest wspolczesna, to jednak stoi ona wzdluz wytyczonej w starozytnosci sieci ulic.
Ulica... To wlasnie miejsce, gdzie toczy sie zycie. Niemalze wszyscy sa na ulicy, jezeli akurat nigdzie nie ida, to przy niej siedza w cieniu drzew badz wszechobecnych daszkow i parasoli. Zycie plynie tu powoli i na prawde na luzie...
Opuszczam Iznik i niebawem rozpoczynam wspinaczke do gory. Stoki gor sa w duzej czesci zajete przez uprawe oliwek - znowu wydaje mi sie, jakbym znalazl sie w biblijnych czasach...
Robi sie ciemno, wlaczam moje migajace swiatelka. Czasami Turcy sie zatrzymuja, cos mowia, pokazuja na migi ze bardzo stromo do gory a potem bardzo stromo na dol. Jeden z nich nie daje za wygrana i pokazuje na bagaznik swojego dostawczego samochodu. Wreszcie rozumiem! Rower laduje oczywiscie w samochodzie, bo jakze moglbym odmowic tureckiej goscinnosci? Kierowca pyta sie czy jestem glodny - pokazuje, ze nie - w Izniku w barze zjadlem pyszne pide, oczywiscie w barze zostalem potraktowany jak specjalny gosc...


Tak docieram do Inegöl, skad pedaluje jeszcze troche i niebawem rozbijam namiot wsrod jednego z licznych sadow. Obserwuje gwiazdy, jeszcze chyba nigdy nie widzialem Wielkiego Wozu tak wysoko...

2 komentarze:

benia pisze...

piotrek, zalogowanie sie tu jest takie trudne ! trzymam kciuki za Twoją wyprawę (łatwo trzymać kciuki na fotelu w tarchominie). jestes gigantem. życze życzliwych ludzi i gładkich dróg. od dzis sledzę wszystkie wpisy. pozdrawiam beata- koleżanka mamy z sgh. sama niedawno wróciłam z Kairu - oszywiście samolotem jak na zepsutego turyste przystało.
b.

Unknown pisze...

dzieki!