1541, 45.34185 28.15218 Wiecie, ze w delcie sa cudowne gory? Na jednej z nich rozbilem namiot... Prawe kolano cos boli:/
-------------------------
Monday, May 12, 2008
Dunaj Delta
1541, 45.34185 28.15218, Did you know that in the delta there are beautiful mountains? On one of them I pitched my tent…right knee hurts :/
-------------------------
Monday, May 12, 2008
Dunaj Delta
1541, 45.34185 28.15218, Did you know that in the delta there are beautiful mountains? On one of them I pitched my tent…right knee hurts :/
Rano dwoch pastuszkow zaprasza mnie na sniadanie. Jemy na swierzym powietrzu. Na stolik wykladaja smazona rybe zlowiona w Dunaju, rzodkiewke, pory, chleb, surowke wlasnej produkcji no i oczywiscie wodke. Jak tlumacza, to ich sowchozne sniadanie, jak na moj gust jest pyszne!
Sa to prawdziwi moldawianie, miedzy soba mowia po moldawsku, a ze mna po rosyjsku. Usmiechajac sie pokazuja zlote zeby.
Niebawem zabieraja sie do pracy. Ich nawolywania brzmia jak magiczne formuly. Od czasu do czasu potrzasaja tez grzechotkami lub strzelaja z bicza, by kolumna owiec szla w porzadanym kierunku.
Ja tymczasem wracam na trase, ktora wyglada na prawde monotonnie - po lewej ciagnie sie drut kolczasty, za nim za rosla, droga jest niemalze idealnie prosta, a po prawej sa pola... I tak przez jakies 30 km.
Wreszcie docieram do Reni, ostatniej ukrainskiej miejscowosci na mojej trasie. Chociaz na poczatku wyglada na miejsce, o ktorym wszyscy zapomnieli, znajduje tu schronienie przed deszczem, robie tez zakupy za wymienione 5 $.
Docieram do przejscia granicznego. Jakiez moje zdziwienie, gdy okazuje sie, ze jest to granica ukrainsko-moldawska! Sprawa wyjasnia sie po przejechaniu niecalego kilometra - w takiej odleglosci znajduje sie przejscie moldawsko-rumunskie. Zdaje sie, ze chodzilo o to, zeby Moldowa dostala dostep do Dunaju, a wiec posrednio dostep do morza. Szczesliwie nikt nie robi mi problemow z powodu braku pieczatki wyjazdowej, gdyz opuszczajac Moldowe przed Naddniestrze takowej od nikogo nie dostalem.
Rumunia, Unia Europejska. Roznice widac od razu - nowiutki asfalt wiedzie do miasta Galac. Tutaj ruch jak w ulu, nowe Dacie mieszaja sie ze starymi a kierowcy sprawiaja wrazenie, jakby urzadzali konkurs, ktory z nich blizej mnie przejedzie. W ksiegarni po raz pierwszy od dawna slysze jezyk angielski!, jednak generalnie znajomosc jezykow obcych jest bardzo slaba i w Rumunii ciezej mi sie dogadac, niz w bylym ZSRR. Wszedzie dookola lacinskie napisy, duzo ruchu, halasu... To zupelnie inny swiat!
Galati opuszczam za pomoca promu, ktory plynie na drugi brzeg Dunaju. W miasteczkach panuje tu klimat jak z Cinema Paradiso, a wiec jak we Wloszech sprzed 40-50 lat! Tutaj znowu odnajduje spokoj, a niebawem wjezdzam w gory, ktore widzialem juz od 2 dni, jednak z powodu niekorzystnego ukladu drog, nie moglem do nich dotrzec. Sa one rzeczywiscie piekne, wygladaja jak gory wysokie w miniaturze. Dzieje sie tak dlatego, ze wypas to jedna z podstawowych aktywnosci rolniczych w tym regionie i owieczki nie pozwalaja wyrosnac lasom, zatem gory sprawiaja wrazenie hal...
Niestety zjezdzajac z jednej z gorek chcialem docisnac, by ulatwic sobie podjazd na nastepna. Cos zabolalo w kolanie i od tej pory bolalo coraz bardziej, szczegolnie przy podjazdach. Postanawiam rozbic namiot na jednym ze szczytow. U moich stop rozgrywa sie wspanialy spektakl - zachod slonca nad naddunajska rownina. Widocznosc siega kilkudziesieciu kilometrow, i chociaz jestem na wysokosci ok. 150 m n.p.m. czuje sie, jakbym byl na dachu swiata!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz