sobota, 17 maja 2008

bg-rudnik

1955, 42.95688 27.76658 Dzisiaj malo km, bo sie zasiedzialem w i-kafe.Nocuje w goscinie u Bulgara.Wies piekna ale biedna...


Rano po raz pierwszy kapie sie w Morzu Czarnym, a potem pod darmowym prysznicem. Postanwiam nawet urzadzic male pranie. Te zabiegi przywracaja mi wiare w to, ze jestem czlowiekiem.





Sporo czasu spedzam w kawiarence internetowej, gdyz musze dodawac kazde zdjecie pojedynczo do galerii, potem suty obiad w tutejszym barze mlecznym. Lukasz gra mi przez skypa na gitarze i czuje sie jak za starych, dobrych, studenckich czasow... mam nawet wino bulgarskie... w sakwach ;)



Jade ile sil w nogach, jednak noc mnie zastaje we wsi Rudnik. Rozgladam sie tu za noclegiem, w pewnym momencie zauwazam babcie siedzaca przy plocie. Pytam sie po rosyjsku, gdyz jest on dosyc podobny do bulgarskiego, czy moge "razbic palatku". Babcia kiwa zdecydowanie pionowo glowa i mowi "ne". Wpadam w konsternacje, powtarzam pytanie i dostaje taka sama odpowiedz. Wtedy uswiadamiam sobie, ze Bulgarzy rzeczywiscie kiwaja glowa odwrotnie niz my.



Zajezdzam do lokalnego baru. Spotkani tu ludzie mowia, ze jest ciezko i zapraszaja na piwo, ktore sam sobie musialem postawic! Tlumacze im, ze jechalem przez Moldowe i Ukraine, choc juz nie wspominam, ze mimo znacznie ciezszej sytuacji goscinnosc jest tam znacznie szczodrzejsza. W koncu jeden starszy Bulgar, Slawek, zaprasza mnie do siebie do domu, ktory bardziej przypomina meline... Jest tu jednak dach nad glowa i prad, wiec chetnie korzystam z tej propozycji.

Brak komentarzy: